Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Choć jeszcze trwa Adwent, to jednak na ulicach miast i wiosek, a może jeszcze bardziej w sklepach, można już wyczuć atmosferę tych niezwykłych dni. Blask choinek ozdobionych pięknymi bombkami i światełkami, nastrojowy dźwięk kolęd, a także szał zakupów i przedświąteczne porządki. Bo wszystko musi być przecież dopięte na ostatni guzik, perfekcyjnie przygotowane.


A w Betlejem ponad dwa tysiące lat temu, gdzieś na peryferiach ówczesnego świata, w miejscu, o którym nikt nawet nie wiedział, gdzie się znajduje, wydarzyło się coś, co zmieniło losy świata i ludzkości. Maryja, będąca w stanie błogosławionym i Jej mąż – Józef, przybywają tu z odległego Nazaretu, bo taki jest nakaz cezara. Ubodzy pielgrzymi, bez pieniędzy, bez materialnych zabezpieczeń, szukają schronienia, dachu nad głową. Nie dla siebie. Dla Niego. Dla Boga. Ale tu nikt na Niego nie czeka. Wszyscy są zajęci swoimi sprawami, mają ważniejsze rzeczy na głowie. Nie chcą, by ktoś zabierał im tak cenny czas. „Odejdźcie stąd! Nie ma tu dla Was miejsca!" Gdyby chociaż mieli pieniądze...
Serce człowieka okazało się zbyt ciasne dla swego Boga. Pan Stworzenia przychodzi na świat wśród zwierząt, w stajni, w zimnie. Przychodzi cicho, niemal niezauważony. Nawet św. Łukasz Ewangelista temu wydarzeniu poświęca zaledwie jedno zdanie: „Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie."


Czy w gwarze zakupów, porządków, swoich ważnych spraw zobaczę przychodzącego Boga? Bo te święta, to przecież Jego narodzenie! A wszystko inne to tylko dodatek, opakowanie – ważne, lecz tylko opakowanie.